Skarby recenzja książki
4 min readDrugą stanowi urocza kawiarnia, będąca zalążkiem uczucia dwójki bohaterów i miejscem spotkań… wiedźm.
„Skarby” nie są jednak fantastycznym owocem pracy autorki, będącej z wykształcenia polonistką i filozofem, ale opowieścią o rodzącym się uczuciu dwójki młodych ludzi. A uczucie to rodzi się dzięki listopadowemu deszczowi, wspólnemu zamiłowaniu do cmentarzy, trójce starszych pań, które gustują w pisaniu epitafiów i tajemniczej powodzi, za którą kryje się zachłanność żywego nieboszczyka. Intrygująco? Z całą pewnością.
Akcja książki rozpoczyna się w eleganckiej kawiarni Starowolskiej, w której pracują Monika i Marcin. Monika jest długonogą, rudą kelnerką studiującą polonistykę, Marcin zaś artystą-fotografem, który, by sprostać oczekiwaniom rodziców, usamodzielniania się dorabiając w kawiarni. Monika nie akceptuje swojego wyglądu; Marcin uważa ją za najbardziej uroczą istotę na świecie. Monika, która mając pół roku została osierocona, próbuje po śmierci babci nauczyć się samodzielnego życia, oddalając od siebie przedstawicieli płci męskiej. Marcin mieszka w pięknym domu, z rodzicami, którzy chcąc zapewnić mu jak największe bezpieczeństwo, trzymali go przez szesnaście lat pod kloszem. Oboje są zupełnymi przeciwieństwami, których poza pracą łączy fascynacja cmentarzami i zainteresowanie tajemniczym włamaniem do domu jednej z ich stałych klientek. Ofiarą owych włamań jest jedna z trzech spotykających się w niedzielne popołudnia przyjaciółek, które co tydzień w Starowolskiej zdają relację z ostatniego tygodnia życia i przedstawiają najnowsze owoce swojej niebanalnej twórczości. Na niedzielnym spotkaniu jest także siostrzenica jednej z kobiet – nieporadna Krysia, uznawana za ofiarę losu (a już szczególnie w kontaktach damsko-męskich). I tak cztery siedzące przy stole damy dochodzą do wniosku, że jedyną osobą, która mogła stać za włamaniem jest Henio – ostatni „narzeczony” Krysi, który w papierach należących do męża Jadzi znalazł informacje dotyczące ukrytego w mieście skarbu. Sprawę zbiegiem okoliczności pomaga rozwiązać także personel kawiarni – Monika i Marcin, którzy poznają uchodzące za wiedźmy, nietuzinkowe emerytki. W międzyczasie w mieście dochodzi do powodzi, która – jak sądzą mieszkańcy – nie mogła być wynikiem działań natury. I tak przez osiem dni (akcja powieści rozgrywa się od niedzieli do niedzieli) bohaterowie badają powiązania między włamaniem, rzekomym skarbem, Heniem, zmarłym nagle mecenasem, który interesował się głównym zabytkiem miasta i kradzieżą zwłok z cmentarza. A wszystko to opatrzone jest coraz bardziej rozwijającym się uczuciem między sympatyczną Moniką i szarmanckim Marcinem.
W książce Joanny Gromek-Illg mogłoby się wydawać, że mamy wszystko: wątek miłosny, kryminalny, nietuzinkowych bohaterów (fenomenalna kreacja Krysi uchodzącej za niedorajdę), niebanalne zainteresowania postaci (fascynacja cmentarzami i epitafiami), plastyczne opisy, ścisłą fabułę i język, który czyta się nad wyraz dobrze. Mimo to uważam, że książce czegoś brakuje. Choć akcja jest dynamiczna, a wątki doskonale ze sobą współgrają, powieści brakuje napięcia (oczywiście czytelnik zainteresowany jest akcją, która jest i przemyślana, i zawiła). Wszystko, choć nie przewidywalne, było dla czytelnika bardzo proste – sprawcę i cel włamania poznaliśmy już na pierwszych stronach powieści, wywołanie powodzi także miało jasne intencje. Moja czytelnicza ciekawość nie została na tyle rozbudzona, by w napięciu wertować kolejne karty książki. Mało oryginalny wydaje się także pomysł umieszczania w fabule dzieł sztuki, których wątek nie pełni tutaj funkcji edukacyjnej, ale jest zwyczajnym narzędziem podpisanym pod tajemniczy skarb.
Na szczególną uwagę, poza wyśmienitymi kreacjami bohaterów, zasługują także zawarte w książce utwory napisane przez emerytki. Błyskotliwe, zabawne wiersze są miłą odskocznią od centrum rozgrywającej się akcji. Sam pomysł umieszczenia jako bohaterów starszych, energicznych pań jest bardzo trafiony. Dzięki temu poznajemy dwa pokolenia, śledzimy ich przenikanie się, jesteśmy świadkami wzajemnego korzystania ze swoich doświadczeń. Zaglądamy także w codzienność starszych pań, która nie jest tak monotonna, jak jest to przyjęte w powszechnej opinii – każda z nich ma mniejszą lub większą pasję, zainteresowania i upodobania.
Zakończenie powieści jest w pewnym stopniu przewidywalne (choć czytelnik niemal do końca nie wie, kto stał za sprawą tajemniczej powodzi), ale i przekoloryzowane. Wątek nowoodkrytej rodziny Jadzi jest nieprawdopodobny – w niepapierowej rzeczywistości nie zdarzają się podobne zbiegi okoliczności. Jednak mimo tych kilku zastrzeżeń książkę czyta się dobrze, dostrzegając wszystkie szczegóły, nad którymi pracowała autorka. Powieść technicznie zawiera wszystko to, czego oczekuje się od książki, jednak brakuje w niej atmosfery grozy czy rosnącego napięcia. Pomimo to pani Joannie Gromek-Illg należą się wyrazy uznania. Autorka osiągnęła zamierzony cel – niejednokrotnie czytając powieść uśmiechnęłam się z sympatią do bohaterów. Książka naprawdę przyzwoita.
Autorka recenzji: Marta Kalinowska
Autor: Joanna Gromek-Illg
Tytuł: Skarby
Wydawca: Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Data wydania: 11 marca 2010
Kategoria: powieść, obyczajowa
Ilość stron: 208
Oprawa: Miękka
Cena: 26,00